Przeczytaj fragment mojej książki, który opisuje jak zaczęła się moja przygoda ze sprzedażą.
Chcesz wiedzieć więcej? Zapraszam Cię do przeczytania "Przestań wreszcie sprzedawać!"
Od pirata do „rasowego” sprzedawcy?
„[...]Jako pierwszy przykład mojej prawdziwej przygody ze sprzedażą podaję jednak okres pomiędzy szóstą a siódmą klasą podstawówki, kiedy to rodzice kupili mi wymarzony i pożądany przez co najmniej połowę moich rówieśników 8-bitowy komputer Atari 65XE. [...] Wtedy też moja siostra dostała równie wspaniałą rzecz
– elegancki magnetofon dwukasetowy. I gdy tak go oglądała, wyobrażając sobie, że za chwilę polecą z niego dźwięki Limahla, przy których będzie mogła urządzić porządną prywatkę, ja zdałem sobie sprawę, że na połączeniu prezentów mojego i siostry można... zarabiać.
I wcieliłem w życie moją pierwszą poważną inicjatywę sprzedażową – można wręcz rzec, że uruchomiłem pierwszą firmę. Razem z moim najlepszym wówczas kolegą Adamem zaczęliśmy przegrywać gry z mojego Atari na „dwukasetowcu” mojej siostry, a potem regularnie jeździliśmy na słynną w tamtych czasach giełdę komputerową przy ulicy Grzybowskiej[1] – tę samą, na której narodził się CD Projekt! Mieliśmy tam własny składany stolik i na nim oferowaliśmy przegrane kasety z grami.
I tak życie toczyło się dalej, a ja przez cały czas traktowałem sprzedaż jako pewnego rodzaju hobby, fascynującą przygodę, coś, co po prostu miałem we krwi.
Kiedy studiowałem politologię na Uniwersytecie Warszawskim, też nie mogłem usiedzieć na miejscu. W tamtym czasie zajmowałem się m.in. kolportażem „Gazety Studenckiej”. Mogę się też pochwalić, że byłem pierwszym ambasadorem magazynu studenckiego „Dlaczego”, działałem w Fundacji Uniwersyteckiej i w Samorządzie Studenckim UW – zarówno na poziomie mojego wydziału, jak i całej uczelni, a nawet parlamentu studentów RP. Czego ja nie robiłem... Organizowałem imprezy studenckie, otrzęsiny, połowinki, koncerty, juwenalia, wybory miss uniwersytetu, pozyskiwałem sponsorów... Zajmowałem się więc, szeroko rzecz ujmując, kulturą, a przy okazji – pozyskując sponsorów, szlifowałem umiejętności sprzedażowe.
Na piątym roku studiów stwierdziłem, że czas pójść do normalnej pracy. Znajomy powiedział mi, że jakaś firma informatyczna (nieistniejąca już dziś firma ZigZag) poszukuje ludzi do działu sprzedaży i tam udałem się na moje pierwsze w życiu „interview”. [...]
W ten piękny sposób zostałem prawdziwym sprzedawcą w dziale sprzedaży firmy ZigZag... Bez określonego jasno celu, bez gruntownego przygotowania – można powiedzieć prosto z ulicy albo raczej ze studenckiego pubu. Nie marzyłem od dzieciństwa, żeby zostać sprzedawcą. Po prostu – wszedłem do tej rzeki i jak wielu innych, już w niej zostałem. Odtąd zacząłem płynąć z jej nurtem, przechodząc z firmy do firmy i zajmując się sprzedażą.
„Ze sprzedażą jestem związany, od kiedy pamiętam, czyli od dzieciństwa.
Gdy tylko zacząłem samodzielnie myśleć
i się przemieszczać, samoistnie zrodziła się
też moja dusza przedsiębiorcy.
A to sprzedawałem butelki, a to zbierałem
i oddawałem do punktu skupu makulaturę. Ciągle wymyślałem jakieś sposoby
na zarabianie drobnych albo na wymienianie się różnymi świetnymi gadżetami typu kapsle, obrazki z gum balonowych Turbo czy puszki[...]”
To był mój pierwszy biznes, pierwsze zetknięcie się ze sprzedażą, pierwsze rozpychanie się łokciami na konkurencyjnym rynku i pierwsze poważne jak dla nastolatka samodzielnie zarobione pieniądze.
Sprzedaż to prawdziwa szkoła życia, można być panem własnego losu, a twoja pensja wcale nie musi zależeć od tego, jak dużo pracujesz.
Im jesteś lepszy, tym możesz pracować mniej,
a zarabiać więcej.
Dziś, pracując jako konsultant z wieloma sprzedawcami, zawsze powtarzam,
że praca sprzedawcy może być najlżejszym
i najgorzej płatnym zajęciem na świecie
lub najcięższą, ale i najlepiej płatną pracą.
I w tym wartościowaniu wcale nie chodzi o czas, który poświęca się na pracę. [...]”
fragment książki „Przestań wreszcie sprzedawać”